Żywa lektura

Zofia Kuc kl. VII d

Pierwszy dzień zimy zaczął się całkiem zwyczajnie. Za oknem padał śnieg, a mnie czekał trudny sprawdzian z matematyki. Z wielkim stresem spakowałam plecak i wybiegłam do szkoły. Chciałam jeszcze powtórzyć wzory przed lekcją, więc poszłam do biblioteki. Usiadłam w fotelu i zaczęłam analizować zadania. Nagle zauważyłam leżącą, otwartą książkę. Podeszłam do niej i uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Przecież to „Mały Książę”, moja ulubiona lektura- pomyślałam. Lecz coś było z nią nie tak. W miejscach rysunków pozostały puste kartki. Rozglądając się po bibliotece, zauważyłam znajomą Różę z czterema kolcami.

– To przecież ta Róża – krzyknęłam oszołomiona.

– Tak, to ja – odpowiedziała z wdziękiem.

Zaniemówiłam, kiedy odezwała się do mnie. Udałam się w głąb półek z książkami i znowu stanęłam jak wryta. Na miejscu bibliotekarki siedział Bankier.

– Dzień dobry – powiedziałam cicho.

– Dla kogo dobry to dobry. Liczenie tych ksiąg jest gorsze niż obliczanie gwiazd – rzekł zdenerwowany.

– Co pan tu robi? – zapytałam.

– Wyszedłem z książki razem z innymi – odparł.

– Słucham?! Mały Książę też tu jest? – zapytałam.

– Tak. Ale już idź, dziewczynko. Zajęty jestem.

Zadzwonił dzwonek, a ja pobiegłam do sali matematycznej. Na sprawdzianie trudno było się skupić, gdyż za oknem migotała dziwna lampa. Po matematyce szybko zeszłam na stołówkę. Po korytarzu chodził Lis. – Co jeszcze może mnie spotkać -pomyślałam. Podeszłam do niego i zapytałam:

– Witaj, Lisku. Co tutaj robisz?

– Chciałem obejrzeć twoją szkołę. Czy oprowadzisz mnie po niej?

– Oczywiście. Wskakuj do mojego plecaka– zaproponowałam. Wspólnie poszliśmy do biblioteki. Tam Lis schował się za półkę. Ja natomiast wybiegłam na dwór, chcąc upewnić się, że stoi tam właśnie latarnia z książki. Moja intuicja mnie nie zmyliła. Stał przy niej Latarnik, który zawołał:

– Dzień dobry, nie mam czasu rozmawiać.

– Panie Latarniku, tu jest Ziemia i nie musi pan ciągle gasić i zapalać latarni.

– Naprawdę?- zdziwił się.

– Tak, naprawdę – odrzekłam.

Latarnik przestał pracować. Pobiegł na plac zabaw i zaczął podziwiać świat.

Zastanawiałam się czy to sen. Nagle zadzwonił dzwonek. Zaraz miała zacząć się lekcja polskiego. Wtem zabrakło prądu i na korytarzu zapanował półmrok. Na lekcji zaczęliśmy omawiać lekturę „Mały Książę”. Po kilku minutach wyszłam z klasy pod pretekstem przyniesienia książki z biblioteki. Na korytarzu spotkałam panią od geografii, która oznajmiła mi, że dziś nie będzie prowadziła lekcji.

Zastanawiałam się, kto ją zastąpi. Wchodząc do biblioteki, zauważyłam siedzącego na krześle Bankiera, przy nim leżał Lis. Kiedy to zobaczyłam, wiedziałam, że to nie sen.

Rozpoczęła się lekcja geografii. Jakie było zdziwienie wszystkich, gdy do klasy wszedł Geograf. Dzieci przywitały go serdecznie. Po lekcji podeszłam do niego i zapytałam:

– Proszę pana, gdzie mogę znaleźć Małego Księcia?

– W kantorku, przegląda mapy – odpowiedział.

Ile sił w nogach pobiegłam i otworzyłam drzwi. Mój wzrok przykuł mały chłopiec o złotych włosach i niebieskich oczach, ubrany na zielono z żółtym szalikiem na szyi.

– Witaj. To ty jesteś Małym Księciem?

– Tak, to ja. Miło cię poznać. Jak masz na imię?

– Jestem Zosia. Tak bardzo się cieszę z tego spotkania. Co sądzisz o naszej planecie?

– Jest piękna. Są tu gigantyczne wulkany i wielkie drzewa, niczym baobaby.

– Jakie masz marzenie, Książę?

– Chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić, Zosiu. Czy mogę?

– Oczywiście. Zawsze chciałam poznać kogoś takiego jak ty.

– Fajnie mieć kogoś, kto na ciebie czeka i myśli czasem o tobie.

– Wzajemnie. Zawsze, jak spojrzę na gwiazdy, będę o tobie pamiętać, mały przyjacielu.

Postanowiłam zaprosić go do klasy. Wszedł trochę zaniepokojony i po cichutku przedstawił się. Rozejrzał się po sali, jego wzrok przykuł mały szczegół.

– Co to za urządzenie?- Książę wskazał na telefon komórkowy leżący na ławce.

– To ty nic nie wiesz?- odpowiedziały dzieci. To najlepszy wynalazek w tych czasach.

Dzięki niemu możesz rozmawiać z innymi i poznawać świat bez wychodzenia z domu.

– A dlaczego nie można porozmawiać osobiście? – zapytał.

– Nie ma czasu na takie bzdury. Tak jest szybciej i łatwiej – odrzekł jeden z chłopców.

Książę wpatrywał się przez chwilę w nastolatka, który trzymał mały świecący przedmiot. Tym razem nie zadał już żadnego pytania. Tylko wyszedł z klasy. Na korytarzu spotykał wiele dzieci z takimi urządzeniami. Chłopiec był smutny, że na Ziemi jest tak dużo ludzi, a mimo to żyją samotnie. Stwierdził, że małe świecące prostokąty są w stanie zastąpić to co w życiu najważniejsze- przyjaźń.

– Książę, zaczekaj…..- zawołałam.

– Zosiu, muszę już wracać. Marzę o tym, aby znów zobaczyć swoją planetę i móc porozmawiać z ukochaną Różą.

W pewnym momencie coś zaszumiało. Odwróciłam wzrok, a po chwili już nie było małego przyjaciela. Zrobiło mi się smutno, lecz dzięki niemu zrozumiałam, że ludzie nie potrafią dostrzec w życiu tego co najważniejsze – drugiego człowieka. To była prawdziwa lekcja z życia.